wtorek, 31 marca 2015

Wspomnienie ferii, czyli podróż z psami do Korbielowa, Słowacji i Krakowa

Prawie już zapomniałam, że gdziekolwiek byliśmy, wydaje się, że już tyle czasu minęło i tak odkładałam i odkładałam tą notkę, ale tak sobie myślę, że co zrobię z tymi wszystkimi zdjęciami, przecież muszę je gdzieś wrzucić, chociaż część a i przy okazji może zachęcę kogoś do wybrania się z psami do Korbielowa, bo zdecydowanie warto!

Decyzja zapadła w zasadzie bardzo spontanicznie, rzucony pomysł został podchwycony i jedno szczęście, bo kiedy podróżować jak nie własnie teraz! Bardzo chciałyśmy pojechać gdzieś, gdzie będziemy mile widziane z psami, gdzie będziemy mogły się z nimi poszwendać i wychillować. Dzwoniłyśmy do różnych osób, aż w końcu znalazłyśmy nasze docelowe miejsce:
Pokoje przy Widokowej

Domek ulokowany na samym szczycie Korbielowa, więc każdy powrót do domu kończył się tak samo, czyli uspokajaniem oddechów jak po maratonie, ale ja jestem bardzo zadowolona, bo przecież po to pojechałyśmy, żeby aktywnie spędzać czas! Z okna miałyśmy wspaniały widok na cały Korbielów, a także na stok narciarski. Zaraz po wyjściu z domu wystarczyło skręcić w prawo i już byłyśmy na dużej polanie, za którą znajdował się las. Psy były bardzo zadowolone z takiego "ogródka". W samym domu, nie było żadnego problemy z psami, gospodarze bardzo mili i sympatyczni, regularnie przyjmujący turystów z czworonogami, małe dzieci również były mile widziane.  Takie widoczki mieliśmy jak wyszliśmy przed domek:





Spędziliśmy tam 5 dni, z których naszym głównym zajęciem było jedzenie, spacerowanie, jedzenie, jedzenie, spacerowanie, spacerowanie i oglądanie najbardziej pokręconego serialu na świecie. Gdybyśmy jednak zostały tam dłużej, to myślę, że powoli zaczęłybyśmy się troszkę nudzić, bo ile można robić to samo i chodzić w te same miejsca. Natomiast pod kątem psów było przezacnie, mogły sobie hasać do woli. Osoby, który lubią i potrafią jeździć na nartach również by się tam nie nudziły, bo było kilka miejsc, w których można było pozjeżdżać. W samym Korbielowie, było kilka spożywczaków, stoki i oczywiście Pilsko. My wybrałyśmy się niebieskim szlakiem i doszłyśmy do 3/4 wysokości, musiałyśmy zawrócić bo robiło się ciemno (skutki późnego wychodzenia z domu i ciągłego stawania bo przecież trzeba zrobić zdjęcie!) ale 8.48km nasze! :) (tak, tak endomondo).

















































Poza Korbielowem, pojechaliśmy również do Słowacji, z tego względu, że mieszkaliśmy 5 minut od granicy samochodem :). 
Generalnie nasza wycieczka miała plan taki, że go nie miała... ;) jechaliśmy przed siebie, z jednym stopem w restauracji, żeby zapytać, w którą stronę się kierować. Dojechaliśmy po około godzinie jazdy do góry ... chciałyśmy iść na spacer a natrafiłyśmy znowu na stok, ale wystarczyło lekko zboczyć i znaleźliśmy się z psami w lesie. 
W restauracji w której pytałam o drogę bardzo miły pan, wytłumaczył mi gdzie się znajdują jakieś ciekawe muzea i inne miejsca... i może nawet skusiłybyśmy się, żeby tam zajrzeć, gdybyśmy tam trafiły i byłoby odrobinę wcześniej, bo niestety czas uciekał, słoneczko zachodziło, ale zdjęcia i piwa ;) przywieźliśmy!




















Psy po powrocie padły, klateczka okazała się najbardziej pożądanym miejscem na świecie :D a my mogłyśmy pojechać do Żywca, to większe miasto znajdujące się w okolicach Korbielowa.

Planowałyśmy również wypad do Krakowa, nasze plany ciągle były tylko planami, do czasu aż nadszedł wieczór przed wyjazdem z naszego domku... bo przecież trzeba znaleźć jakiś nocleg! Dzwoniłyśmy do przeróżnych moteli, wszędzie brakowało miejsc, aż w końcu znalazłyśmy mieszkanko dwóch przesympatycznych studentów, którzy przygarnęli nas i nasze psy, nawet zaproponowali opiekę nad nimi, kiedy chciałyśmy wyjść wieczorem :). 

Kraków jest wspaniały, oczarował mnie totalnie cały i w dzień i w nocy! ( no może prócz cen w parkomatach xD ) 

Psiaki pochodziły z nami po starówce, Rayko zdążył zgubić piłkę w rzece... bo przecież woda tak wciąga, nieważne, że łabędzie... nieważne, że głęboko, dla niego wszędzie jest morze/jezioro do których TRZEBA WEJŚĆ, teraz na szczęście nie zdążył! 






Co najśmieszniejsze, wyjechaliśmy z krainy wielkiego śniegu i wystarczyło kilko godzin, żeby po śniegu nie było śladu i żeby dreptać w bluzie a nawet chwilami krótkim rękawku! :D
Mniej śmieszna rzecz to taka, że chyba dostałam mandat, po 7 godzinach prowadzenia samochodu w drodze do Korbielowa... ale jeszcze nie przyszedł, więc jest nadzieja, że to błyśnięcie nie było skierowane w naszą stronę... chociaż baaardzo nikła. (tak, to jest jak wydaje nam się, że wcale nie jesteśmy zmęczeni...)

Mam nadzieję, że dotrwaliście do tego momentu, a na zakończenie zapraszam na podsumowujący filmik feriowych naszych burków :)