piątek, 12 grudnia 2014

Podsumowanie lata 2014 cz.1

Regularne pisanie jak widać idzie mi znakomicie... więc cofnijmy się w czasie.

Lato zaczęło się dla nas około 25maja, nawet arktyczny Olsztyn stał się krainą pięknego słoneczka, ślicznych kolorków i krótkich spodenek :).


Zdjęcia z jego początków już dawno były, notka o pokazie w Stajni Karlikowo była chyba ostatnią o tym co tam u nas słychać. 

Zanim zaczęły się te wyczekiwane wakacje, trzeba było uporać się  z uczelnią, czyli ostatnimi zaliczeniami i sesją. Dniem wytchnienia był dla nas 7 czerwca-  piknik weterynarii, w którym nawet Rejciszko bawił się z naszymi absolwentkami! Potrafi się chłopak ustawić, cały harem lasek pod wezwaniem lek.wet :


Wakacje rozpoczęły się dla nas oficjalnie po egzaminie z żywienia, czyli 17 czerwca! Szybkie pakowanie, i ruszyliśmy do domu, nad nasze cudowne morze!

                                              



Planów było całkiem sporo, postaram się wszystko chronologicznie ułożyć. (dziękuję Ci tablico na fejsbuku!)

Serengeti Park w Niemczech

Pierwszy wakacyjny wyjazd był bardzo przeze mnie wyczekiwany, od lat chciałam tam wrócić, do miejsca gdzie jako małe dziecko podziwiałam te wszystkie ogromne i przepiękne zwierzęta z myślą "jak będę duża to będę tu pracować" i jakby nie patrzeć teraz ogranicza mnie chyba tylko to, że nie mieszkam w Niemczech.
Rayko oczywiście do Niemiec przyjechał razem z nami, niestety podczas naszej wycieczki do Serengeti Parku musiał zostać w domu z Balu- swoim małym lhasakowym kumplem:


Serengeti Park jako miejsce, jako ogród gdzie trzymane są dzikie zwierzęta w niczym nie przypomina Zoo w Polsce, to jest niesamowite, jak duży teren (oczywiście nie ma co porównywać do terenu jaki mają na wolności, ale jeśli popatrzymy na warunki w zwykłym Zoo a Serengeti Parkiem, to jak piekło a niebo. ) mają te zwierzęta do dyspozycji. Mają ze sobą wzajemny kontakt, dużo zieleni, wodę, wszystko kreowane w ten sposób, aby zapewnić im jak najlepsze odwzorowanie wolności a jednocześnie żeby nie dopuścić do polowań między sobą. 
My możemy znaleźć się między nimi, zwykle siedząc w samochodzie czy autokarze, jednak w niektórych miejscach można otworzyć szybę i pogłaskać wielbłąda, żyrafę czy zebrę, które same chętnie przychodzą po przekąski.




 W dalszej części możemy opuścić samochód i stanąć oko w oko z nieco mniejszymi zwierzakami, jak kozy, osły czy nawet lemury :).




Pod sam koniec wycieczki czekają na nas małpy, które są tak wdzięcznymi modelami, że niełatwo się od nich odwrócić i pójść dalej...





 bo dalej wchodzimy do centrum rozrywki i mamy mnóstwo karuzel do dyspozycji :) jednak, jak ktoś szuka mocnych wrażeń, to szczerze polecam Heide Park, bo w Serengeti znajdziemy karuzele, które będą bawiły osoby starsze, małe dzieci no i dorosłych... którzy chcą na czymś pojeździć, ale porządnych karuzeli się boją ;)



Po powrocie z Niemiec, Rajko miał tydzień wolnego bo ja w ramach zaliczenia wfu uciekłam na kajaki, które tak mi się spodobały, że za rok Rejciocho będzie musiał szukać swojego miejsca w kajaku :D Pleśniak tydzień spędził u Magdy, Amberki, Liczmanka i Dreamka:



Po powrocie obijaliśmy się jak tylko to możliwe, jeździliśmy nad morze pod namiot, na domek, później znowu pod namiot- żyć nie umierać :) o ile pogoda dopisuje! Nam w większości dopisała. 


Mieliśmy przyjemność poznać Julie i Floyda, Julia zmontowała super filmik synchronicznych borderków :D



Po obijaniu się, trzeba było trochę popracować, i przez tydzień uczęszczałam na kurs groomerski, ukończyłam go 19lipca z dużą dawką zapału co do tego zawodu i zakwasach w dłoni od ciągłego machania nożyczkami :) Wszystkim jak najbardziej polecam kurs groomerski u pana Zbigniewa Lenarcika.


I doczekałam się... tydzień w niebie, wielka sielanka (tak Szulc) , słoneczko, borderki, frisbiaczki i... owieczki!

Seminarium z Shaunem Hirai 07.14


Wyjechaliśmy w składzie- nasz driver Pinki, Magda jako podjadacz winogron,  Amberka,  Liczman, Maniek i Rejciałek. Po drodze oczywiście sklep, bo bez tego no nie da rady, i jak się okazało w tym sklepie później bywałyśmy często! Czyli tak, zbliżamy się do Brodnicy! 
Na miejscu przywitała nas Karolina (- proorganizator! ) i trzy małe koteczki, które bardzo chciały skończyć jako przekąska dla naszych psów, albo ew jako nowi członkowie naszej czterołapnej rodziny. 
W pokoju byłyśmy we trzy i Kasia ze swoją sforą. (Kasia tabletki i ręcznik <3 ! )


 Samo seminarium... ja jestem bardzo zadowolona. Bardzo dużo z niego wyniosłam, nawet w samym rozumieniu i skupieniu psa, nie mówiąc już o rzutach w teorii i praktyce, bo nie ma co ukrywać Shaun jest w tym mistrzem i chciałabym kiedyś mieć tyle samozaparcia i umiejętności, żeby choć troszeczkę zbliżyć się do jego poziomu. 
Nie będę wnikać w szczegóły, ogólnie tylko napiszę, że po tym semi można mieć różne odczucia, ja uważam, że powinno się z tego wynieść to, co uważamy za słuszne i przydatne, innych rzeczy po prostu nie stosować. Mamy swoje metody, inni ludzie mają swoje, które no niekoniecznie nam się podobają, czy są przez nas akceptowane. Ja nie widzę konieczności używania siły, mocnych korekt w stosunku do psa przy frisbee, bo Ray jeśli tylko ja mu nie przeszkadzam to pracuje dobrze, daje z siebie wszystko. I w przypadku Raya, który nie jest ani najmiększym ani najtwardszym borderkiem, nie muszę i nie chcę stosować pewnych metod, bo uważam, że tylko bym sobie zepsuła to co już mam.
 Są psy które wymagają korekt, są niezdyscyplinowane i faktycznie mało pracują dla człowieka, wolą iść pobiegać sobie w kółko i olać przewodnika, ale wynika to moim zdaniem tylko z braku pracy nad nimi, nad podstawami i pozwoleniu psu na wszystko co on w danym momencie zechce... ale z takimi psami nie powinno się zaczynać frisbee tylko szlifować podstawy... jednak to było seminarium frisbee, a nie szkolenie podstaw posłuszeństwa, więc nie tak powinno się na to patrzeć. 

fot. Magda Szulc

fot. Kasia Jakubczyk

fot. Kasia Jakubczyk

Shaun pracował z Rayem, rzucał mu, Re odbijał mu się od ciała, Shaun przez cały czas pracował z nim miło ale konkretnie, co mi się bardzo podobało, wiedział czego od niego wymaga, a Ray wiedział co ma zrobić, i robił to. Ani razu nie zachował się w stosunku do niego w negatywny sposób, pod koniec pochwalił, że bardzo fajny z niego pies, co mnie bardzo ucieszyło i porównywał pewnie cechy jego pracy do pracy swojego starszego psa. 
Rajko był bardzo zadowolony, a w każdej wolnej przerwie między wejściami siedział w mikrokryptojeziorkustawie i moczył łapki... ogon... brzuch... no dobra, moczył wszystko. 




Wieczorami mieliśmy możliwość usiąść przy grillu, wypić piwo, pograć w karty czy po prostu porozmawiać, a także spróbować pracy z owieczkami. Rajko miał w Brodnicy swój pierwszy ( i jak na razie ostatni xD ) raz!
Wcześniej (również u Karoliny Dyszy) byliśmy poznać biegusy indyjskie, Rajko nie bardzo wiedział wtedy co miał robić, dopóki nie zobaczył, że może je obiegać, że nie wołam go do siebie, że faktycznie może dać czadu to zaczął się nimi interesować i troszkę się postarał, jednak to nie było to.  Myślę, że w dużej mierze wynikało to z faktu, że od szczeniaka bardzo szybko reagowałam kiedy widziałam przyczajki na inne zwierzęta, bo rowerów czy samochodów nigdy nie ruszał u przekierowywałam to na zabawki i on na początku miał mętlik, "To w końcu mogę się nimi interesować czy nie". 
Natomiast na owcach mnie wbiło w ziemie bo spodziewałam się, że on ich w ogóle nie ruszy i pozytywnie mnie zaskoczył. Nie dość, że ruszył, to jeszcze chyba jakoś mu to wychodziło, na pewno nie tak jak na prawdę powinno :D ale i tak byłam z niego dumna, że coś tam zatrybiło mu w głowie, że ma tatę pastucha i owce należy paść, i chyba w miarę mu się to podobało. Nie mieliśmy więcej okazji, żeby spróbować kolejny raz, ale może jakoś po zimie zabiorę się jakoś z Magdą i Liczkiem bo one w to wpadły po uszy ;) a wiadomo, że "córkę" trzeba dopingować!

Podsumowując, wyjazd bardzo udany, i od strony frisbowej i od strony wakacjowej :)
Zapraszam na filmik z semi - Rejcioszka dość dużo, autorstwa Magdy Stodółko:




DCDC SOPOT

Weekend po seminarium, czyli jakieś dwa dni niecałe, miałam na przygotowanie planu freestyle , bo oczywiście nie zrobiłam tego wcześniej no i tak, na zawody pojechałam z karteczką, która miała być moim planem freestylu... z czym do ludzi ;) tak naprawdę w ogóle nie powinniśmy wystartować w tej konkurencji, ale przynajmniej mamy zacne foty :D a i nie byliśmy na końcu stawki tylko chyba jakoś na 13 miejscu, więc jak na taki nieogar to miejsce mnie satysfakcjonuje, a w tym sezonie obiecuję, że się poprawie i jeszcze w tym roku zacznę układać freestyle na następny sezon!

Kasia nagrała filmik, niestety 30s przed końcem aparat nie do końca współpracował i końcówka została ucięta, a wtedy chyba coś tam musiało być złapane skoro nie wylądowaliśmy na końcu xD

KLIK JAK CHCESZ OBEJRZEĆ FILM - chociaż może lepiej tego nie oglądajcie xD

fot. Tomas Mońko

fot. Kasia Piotrowska

Na tym zakończę część 1, mam nadzieję, że ktoś wytrwał do końca i wróci na cz.2 wakacyjnych opowieści :)


Pozdrawiamy ciepło :)












5 komentarzy:

  1. dlaczego nie mogę się ładnie podpisać pod komentarzem? musisz to zmienić! ;)) przyjemnie się czyta, proszę o więcej ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. można, tylko muszę zaakceptować taki komentarz, żeby wyświetlił się na blogu :)

      Usuń
  2. Mieliście świetne wakacje! :D Co do Heide-Parku to wrażenia serio nieziemskie i można wejść z psem! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heide Park jak najbardziej, mega mega świetne miejsce. Owszem, z psami można, ale ja tam nie jestem tego wielką zwolenniczką bo jednak idziemy się tam bawić a nie opiekować psem, co innego na socjal, bo do tego to super miejsce :D

      Usuń
  3. Piękny pies, a filmik z seminarium genialny! z DCDC też fajny :)
    Pozdrawiamy, Ola i Piano :)

    OdpowiedzUsuń